sobota, 12 maja 2012

47,6 kg

Było dobrze. Było. Rano czułam się świetnie waga pokazała 47,6 kg spodziewałam się mniej ale i tak dobrze. Zmierzyłam się. Efekty mnie zadowoliły.

                   Teraz                                                    2 tygodnie temu
talia:            62cm                                                           64cm
biodra:         84cm                                                          86,5cm
szyja:           30,5cm                                                       31cm
pas:              73cm (w miejscu pępka)                            77cm
uda:              50,5cm                                                       51,5cm
łydka:           33,5cm                                                      34cm
ramie:           21,5cm                                                       23cm
klatka:          66cm                                                           69cm
piersiowa

Jak widać jestem bardzo nieforemna. Monstrualne nogi. Ramiona ok. Klatka piersiowa zabawnie mała.
Ale jak widać  jakaś tam poprawa jest. Ale dopiero zaczynam. Jasne. Bo dzis znowu wszystko spieprzyłam. Nie oszukujmy się kocham jedzenie , uwielbiam  żreć , nie moge się powstrzymać, jakbym mogła żarłabym bez opamietania  , nie zaraz przecież już to robie.I CO? Czy założyłam tego bloga , żebyście czytali żałosne posty obrzydliwej nudnej larwy z nadwagą? O jej niepowodzeniach i o tym jak żre i potem płacze , że jest gruba? Czy jedzenie aż tak cieszy? Czy jest warte abym zawsze była spaślakiem? Aby nikt nie spojrzał nawet na mnie przez tusze? Czy prawda jest taka , że nie potrafie wygrać z kotletem? Odpowiedź brzmi NIE. Jestem żałosna. Jutro jak znam życie na wadze będzie znowu 50. Nie mam prawa nawet podziwiać motylków. Nie mam prawa nawet marzyć ,żeby kiedykolwiek być pro-ana. Daleko mi do nich. Cały czas ide w złym kierunku. Skoro już się nażarłam , każdy wie co powinnam zrobić. Zwymiotować. Ale nie nie zrobiłam tego. Dlaczego? Jak myślisz?
Nie nie dlatego , że mam własne idee. Że postanowiłam , że tego nie zrobie. Nie. Nie zwymiotowałam , ponieważ nie umiałam. Czy to w ogóle możliwe spędzić we łzach z palcami w gardle i szklanką soli popołudnie w kiblu. I to bez rezultatów. Wpycham palce. Nie leci. Prosta rzecz , a nawet tego nie potrafie. Więc w takim razie gdzie ja w życiu zajde? Moje odchudzanie to koło. Jedno żałosne koło.
Głodze się -> chudne -> jestem zadowolona -> coś mnie wkurzy -> żre -> próbuje zwymiotować -> tyje -> jestem smutna -> nowa drakońśka dieta -> ja pełna motywacji -> głoduje się -> chudne i tak dalej. Koło się zamyka. Czy na tym polega moje ''nie ważne ile razy upadniesz podnieś się i idź dalej''?
Jestem żałosna. To tak jak grzesznik , zgrzeszy , ale pójdzie do spowiedzi , potem znowu zgrzeszy , pójdzie do spowiedzi przysięgnie poprawe , znowu zgrzeczy i tak dalej.  Od jutra znów zaczynam diete.
Czy nic nie nauczyło mnie moje zamkniete koło? No tak , ale w sumie jeżeli teraz powiem sobie '' I tak mi się nie uda , skończy się jak zawsze'' W ten sposób niczego nie osiągne. Nie. Ale teraz powiem sobie
,że teraz będzie inaczej! Że teraz uda się. Musi się udać. Inne dziewczyny osiągają swój cel. Ja też mogę!  I wiecie co? Jeżeli  znów będe miała ochote zeżreć , jeżeli znów przyjdzie pora posiłku wejde na ten blog. I przeczytam to co napisałam na czerwono. Nie chce pisać o swoich kolejnych niepowodzeniach. Chce być dla innych przykładem. Nie chce  okłamywać siebie i was. Chce być jedną z was. Chce być motylem!

Oto dieta jaką teraz będe stosować pewnie ją znacie


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz